Jak zachęcić publiczność do spotkania z tym spektaklem? Pozornie sprawa jest trudna. Nie jest to sztuka wieloobsadowa, nasycona bogatym teatralnym anturażem. Mimo to przykuwa uwagę widza i prowadzi śladami bardzo pięknej, wzruszającej historii miłości starego belfra do pięknej Heleny. Znakomicie prowadzona rola starego belfra (Mariusz Marczyk) pozwala nie tylko na głębokie wzruszenia, daje nam możliwość posmakowania tego, co dzisiaj jest tak rzadkie, deficytowe, a może nawet wstydliwe — lirycznego piękna człowieka w jego codziennym, powiedzielibyśmy szarym życiu. Budowanie klimatu sztuki, mistrzowska aktorsko emanacja zmienności uczuć i nastrojów wyzwala w widzu pragnienie odpowiedzenia „tak” na zaproszenie belfra do wspólnej wędrówki po zaskakujących meandrach życia. A w tej wędrówce tyleż dramatu, co wyzwalającego raz po raz salwy śmiechu humoru. Jak w życiu, które akceptujemy, mimo towarzyszących mu szarości i cieni.
Jest kilka szczególnych okazji w roku, by wybrać się na ten spektakl: Walentynki, Dzień Kobiet, Dzień Edukacji oraz Dzień Seniora Zapraszamy!
„Spóźniona miłość czyli wyznania starego belfra” to monodram Mariusza Marczyka opowiadający o miłości Józefa do Heleny. Miłości trwającej od czasów szkolnych, ale spełnionej dopiero po kilkudziesięciu latach. Ktoś powie, że to banał. Pewnie tak by było, gdyby nie zabawna fabuła po mistrzowsku opowiedziana ze sceny przez samego autora. Opowieść jest na tyle uniwersalna, że każdy znajdzie w niej coś o sobie, o swoich wątpliwościach, tęsknotach, ideałach, sukcesach i porażkach.
I ożeniłem się z Heleną. W wieku 60, lat taki upadek — takie słowa padły niemal na sam koniec monodramu, który przedstawił w sobotni wieczór Mariusz Marczuk. Wydawało się bowiem na początku, że będzie to satyra na starych kawalerów, a skończyło się na miłosnej opowieści z zaskakującym zakończeniem, którą zresztą widzowie zebrani na sali widowiskowej Domu Kultury obejrzeli z zainteresowaniem.
„Spóźniona miłość, czyli wyznania starego belfra” to całkowicie autorski monodram Mariusza Marczaka, aktora, pisarza i założyciela Polskiej Sceny Edukacji. Autor powraca do przeszłości i snuje opowieść o mężczyźnie nieśmiałym, który kilkadziesiąt lat poszukuje upragnionej miłości. W końcu okazuje się, że i obiekt jego sercowych uniesień przez ten czas darzył go wzajemnością.
Spektakl trwa około 80 minut wcale nie dłużył się, był to też pokaz dobrego rzemiosła aktorskiego.
Spektakl opowiada pełną humoru historię o starym nauczycielu języka polskiego i historii, który przez całe swoje życie pozostał wierny szkolnej miłości. Niestety, ze względu na wrodzoną nieśmiałość nie potrafił w czasach młodości wyznać swoich uczyć pięknej Helenie. Przez 35 lat marzy i czeka, jednak stan kawalerski odciska na nim coraz większe piętno, jednocześnie prowadząc go do różnych dziwacznych zachowań i śmieszności. W pewnym momencie stary belfer postanawia odnaleźć Helenę, aby wreszcie przełamać swoją wewnętrzną wstydliwość i wyznać jej miłość.
Historia pomimo swojego romantycznego charakteru wypełniona jest świetnymi wstawkami humorystycznymi, które potrafią rozśmieszyć nawet największych sztywniaków. Wiele z nich stanowiły powiązania z naszą codzienną rzeczywistością, dzięki czemu były one bliższe zgromadzonej publiczności. Ogromna w tym zasługa Mariusza Marczaka, który perfekcyjnie wpasował się w rolę starego, zmęczonego życiem, zakochanego belfra. Cała sceneria, w której działa się akcja wykonana została bardzo skromnie (dwa krzesła, stolik, kilkanaście książek). Jednak jej surowość w żadnym stopniu nie przeszkadzała w odbiorze spektaklu.
Historię będącą sentymentalną podróżą do lat szkolnych nauczyciela śledziło się bardzo przyjemnie. Wisienką na torcie był jej oryginalny koniec, który zaskoczył widownie swoją niespodziewaną formą.
Och, to było naprawdę miłe. Nawet mój stary co to tylko na Romintę chodzi przyznał, że był to kawał dobrego aktorstwa. I jaki życiowy spektakl. Najbardziej oczywiście podobał mu się sposób wykorzystania gazety. Bąka mi teraz, że w domu od jutra ma nie być żadnych serwetek i obrusów i że z tego będą oszczędności. Nie wiem, co o tym myśleć. Może coś w tym jest.